Justin błagam przyjdź po mnie....
Mój adres :
breakstreet 82
Błagam....
Serce zaczęło walić mi jak szalone.
Zaraz będę kochanie.
Odpisałem i wyleciałem z domu jak oparzony.
Bałem się.
Cholernie się bałem.
Nie chciałem jej znów stracić.
Nawet jeśli to nie była Annabelle to ta dziewczyna tak cholernie mi ją przypominała.
- Juz jadę skarbie. - powiedziałem sam.do siebie.
Juz jadę.
***
- O mój Boże Julie co on ci zrobił ?
Przejechałem opuszkami palców po jej sinej twarzy.
- Nic to....- urwała zapewne myśląc co powiedzieć dalej- Nie jego wina.
- Nawet jeśli to nie jest jego wina to i tak nie ma prawa podnosić na ciebie rękę rozumiesz?
Po jej rozgrzanym policzku popłynęła łza.
- Co się stało? Dlaczego ten skurwiel cie uderzył.
Spojrzała na mnie i wyjąkała.
- On widział...
- Co widział?
- Jak się całowaliśmy.
Poczułem mocne uklucie w sercu.
On przeze mnie ja uderzył.
To przeze mnie Julie teraz cierpi.
Czułem się tak cholernie źle.
Jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi i zaczął na nim tańczyć.
W jednym momencie cały smutek ulecial a na jego miejsce pojawiła się złość i nienawiść
-Rozpierdole go. Nie ma prawa cie bić. Pocałunek wcale nie usprawiedliwia jego zachowania. Uderzyć kobietę to jest jak rzucić dzieckiem o podłogę bo domaga się choć małej uwagi. Nie dopuszczalne jest takie zachowanie.
Obiecuję ci Julie , że ta dziwka zapłaci za twoje cierpienie. - syknalem
Jej oczy lekko się zaszklily.
- Jedzmy juz. - wybelkotala.
- Dobrze Julie.
Przekręcilem klucze w stacyjce i wyjechałem z parkingu kierując się ku mojej willi.
***
- Masz naprawdę śliczny dom. - powiedziała rozglądając się dookoła.
- Dziękuję. Jestes głodna? Może poddać ci coś do picia ?
- Nie dziękuję Justin.
- Oczyszcze ci trochę te rany.
Przejechałem lekko kciukiem po nadgarstku który był cały czerwony od zadrapan.
- Zaczekaj.
Skierowalem sie do łazienki w celu wzięcia apteczki.
Kiedy znalazłem to czego szukałem wróciłem do salonu gdzie znajdowała się Julie.
- Uważaj będzie szczypac. - ostrzałem wyjmujac gazik i wodę utleniona.
Przyłożyłem gazik do ran.
Syknęła cicho.
Kiedy oczyściłem wszystkie rany zawinąłem je bandażem
- Dziękuję za wszystko. - wyszeptała po chwili.
- Nie ma sprawy kochanie.
Zlaczylem nasze dłonie
Poczułem jak jej dłoń zatrzęsła się.
Spojrzałem na nią.
Ona jest taka gorąca.
Boże ona przecież tylko się na mnie patrzy a już sprawia ,że miałem niegrzeczne myśli.
- Justin.
- Proszę nie przerywaj tego.
- Ale...
- Nie przerywaj.
Pocałowałem ją namiętnie zmuszając przy tym żeby położyła się na kanapie
Zjechałem niżej.
- Justin dość.
- Um-mruknąłem nadal całując jej szyję.
Bylem w transie.
Zapach jej lekkich perfum był dla mnie jak narkotyk.
Miała takie same perfumy jak Annabelle. Lekkie , zmysłowe i tak cholernie seksowne.
- Przestań proszę.
Zacząłem całować jej obojczyk.
- Justin. - pisknęla przerażona kiedy poczuła jak moje ręce chowają się w jej krótkich jeansach.
- Przestań. - krzyknęła zrzucając mnie na drugi koniec kanapy.
Spojrzałem na nią.
Była przerażona a ja zrozumiałem, że gdyby tego nie przerwala po prostu bym ja zgwałcił.
- Jezu Julie przepraszam.- wyszeptałem przytulajac ja do siebie.
Nie odezwała się ani słowem tylko wtulila się we mnie jak w pluszowego misia.
- Mogę u ciebie przenocować? - zapytała niepewnie.
- Oczywiście. I obiecuje ,że nie dotkne cie no wiesz w ten sposób
- Nie mówię, że źle całujesz ale hamuj hormony.
- Rozumiem Julie. Czekaj...Co? - zapytałem głupio kiedy dotarło do mnie co przed chwilą powiedziała.
- A nic nic. - zaśmiała się lekko.
- Ej powiedz.
- Nic nie powiem kochanie. - powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy
Słowo "kochanie" otworzyło się w mojej głowie w kółko i w kółko.
Tak bardzo ja kocham.
Miałem nadzieję, że już mnie nie opuści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz